wtorek, 8 czerwca 2010

Piknie sakrencono NIEDZIELA


-----------chmmm... teraz opowiem wam opowieść o miłości którą notabene pośrednio w obecnych czasach zaszczepił nam pewien "bakcyl". Pewnego dnia, a była to niedziela- no..pierwsza w tym roku ładna, zebrało się w Dunajcu czterech "Zbójów"(jeden z nich to hajduk, pewnie Pyzdra hehe) i po naradzie że jest aż tak piknie pognamy wypić kawę doo.. Budapesztu. Droga była cudna tj. odziana w wielką zieloną szatę zieleni drażniącej zapachem niejednego kwiatu wydzielającego swój pył ku uciesze tych że "rajderów". Po małych nie zrozumiałych zdarzeniach że coś "Ujkowi"- co gnoł jako amerykański weteran wojny "wietnamskiej" pstrykło, dotarliśmy do Donowalów takiej "małej Austrii" w środku Słowacji gdzie zatrzymaliśmy się na strawę. Tam też "Ujek" weteran zawrócił i pognał z powrotem ku swojej lubej a my zgodnie z planem dalej na południe. Było by dobrze ale mapa nie była aktualna i zrobiliśmy zboka ze 22km i za to dostałem zj..be od Ekszyna który przeją dowodzenie nad wyprawą, łapnoł mapę w swoje ręce i nakazał jechać za sobą.. Jechaliśmy i jechaliśmy doczekać się nie było jak tych Węgier hehe.. i tak doczekaliśmy się tablicy z napisem Nitra, hę..paczymy w mapę a my są tylko nie całe siedem dych od Bratysławy a dwieście od Budapesztu i postanowiliśmy zmienić plan z "kawy na herbatę". Te 7 dych to my mykli moment z powodu zesztywnienia Ekszona który sobie przypomniał o "dobranocce" na którą był umówiony "nastolatkową" porą. Wpadliśmy w Bratysławę i zatrzymaliśmy się na stacji paliw aby tą herbatę spożyć ale doczekać się zejścia z maszyny Ekszyna daremnie było czekać, chłop tak zastygł że patrzyć kiedy jakaś iskierka się pojawi i tylko kupa kurzu i pisku zostanie po nim.. hehe, tak się też stało i zostaliśmy jak sieroty we dwóch na tej "tankszteli" zastanawiając się co dalej.. a co ma być dalej rzekł Majk jedziemy do Wiednia coś zjeść, bo była zresztą późna pora obiadowa więc na maszyny i dalej hehe. We Wiedniu zjedliśmy kanapki i zaliczyliśmy "Plater" zrobiliśmy odpał i do chałup bo to trochę kilometrów hehe.. 552 mile w sumie. Podziękowania dla dwóch nowych kompanów "Ujka" i "Majka"i jego fotki oraz "Ekszyna" za drogę hehe i pieczę telefoniczną nad nami jak sie wracaliśmy. ;-))) Zbój się przecież martwił czy w dobrym kierunku  wracamy.  :-P

Boże Ciało

--------------W czwartek zrobiliśmy małą rundkę wokół Tatr, zatrzymując się w Liptowskim Mikulaszu i Nowym Smokowcu. Pogoda swoista, od ładnej po zachodniej stronie tatr, do nieco gorszej po wschodniej stronie tychże gór, gdzie nawet było mokro na drodze. Za zjazdem do Szczyrbskiego jeziora droga zamknięta z powodu obsunięcia, ale motorkiem przeleci :-)