piątek, 2 lipca 2010

27.06.2010. Słowacki Raj

W tą pikną ze słońcem niedzielę spotkalibyśmy się prawie w czasie na rozstaju dróg, ale Ekszyn wychowany pewnie we wojsku nie popuścił pięciu minut i wypalił ku przeznaczeniu. Co zostało to tylko go ganiać w popieprzonym pośpiechu aby dać mu satysfakcje że ktoś za chłopem jesce loto. Wybrali my się w Słowacki Raj aby stwierdzić czy to ło to chodzi z tym edenem. Jechalimy i jechalimy bo Józek Katana jechał ostrożnie i Frankowi też coś pukało w bryce. Byłoby ze hej, gdyby nie pstro pamięć kolegi "andzisana" który zapomnioł wyłącyć motór tak jak czeba i z tego powodu łobarwił tom przygodę w plik czynności umożliwiających łodpał serca żelaznej maszyny. Udało się po godzinie i dzięki Stefanowi (z kraju który nom zafundowoł potop przed wiekami) żelastwo ożyło i w mgnieniu oka się przenieśliśmy z Edenu ku Tatrom. W nagrodę frendziak Andzisan upiuk grila .. hej ;-)))   (sorki za brak fotek które uleciały przy przeprogramowaniu komury, chyba że Andżelika;-) coś podrzuci to wlepimy)